Lara Croft and the Guardian of Light
Lara Croft and the Guardian of Light
Wydawca: Eidos Interactive (sierpień 2010)
Developer: Crystal Dynamics, Nixxes Software
Długość: 4 godziny
Xolotl sczezł był w piekielnych czeluściach więc mam czas napisać kilka zdań o nowej odsłonie Tomb Raidera. W poprzedniej recenzji napisałem o Resident Evil, że muszę zagrać w każdą kolejną odsłonę, jaka by nie była. Podobnie jest z Tomb Raiderem. Dlaczego tak się dzieje – prawdopodobnie z sentymentu. Każdy gracz pamięta zapewne takie tytuły, które na nowo zdefiniowały jego pojęcie o grach komputerowych. Dla mnie jeden z takich momentów to lato 1997 i nocka zarwana przed telewizorem rodziców i pożyczoną konsolą PSX. Wyobraźcie sobie jakim szokiem kulturowym było zetknięcie z Tomb Raiderem dla kogoś, kto na co dzień tnie na Amidzie 600. Muzyka, grafika, fabuła, mechanika – wszystko to sprawiło, że przez długie godziny nie mogłem oderwać się od telewizora. (Nie mogłem także oderwać się z innego prozaicznego powodu – braku karty pamięci). I od tego czasu grałem w każdego TR obserwując ze smutkiem spadający poziom, aż do kompletnego niegrywalnego dna jakim był The Angel of Darkness. Na całe szczęście stał się gwoździem do trumny Core Design, tworzącego wszystkie części przygód Lary Croft. Potem pałeczkę przejęło Crystal Dynamics i tchnęło trochę świeżości w kolejne odsłony serii.
Ale dość o Tomb Raiderze, bo gra którą właśnie skończyłem formalnie nie jest Tomb Raiderem, nie używa nawet tej nazwy. Jest to minigra* osadzona w uniwersum Lary Croft. Mamy tutaj do czynienia z całkiem inna mechaniką. Widoku zza pleców został zamieniony na rzut izometryczny. Oprawa gry jest zadowalająca, fabułą szczątkowa i walka wymieszana z zagadkami czyli wszystko to co najlepsze w przygodach pani archeolog. Gra zapewnia kilka godzin rozrywki. Dzięki temu, że w każdej planszy mamy serię wyzwań do zrealizowania, można grę przechodzić wiele razy. Dorzućmy do tego tryb kooperacji i mamy powód na dobre ulokowanie paru złotych.
* pisząc o Lara Croft and the Guardian of Light uświadomiłem sobie, że nie ma chyba jednoznacznej definicji tego rodzaju gier. Aby odróżnić je od gier pudełkowych, mówi się o „grach w cyfrowej dystrybucji” czy „grami z PSN czy XBOX Live”. Ogólnie rzecz biorąc są to małe tanie gry zrobione niewielkim kosztem. Podejrzewam, że nigdy już nie powstanie oficjalna definicja, ponieważ te dwa różne światy gier zaczynają się przenikać i możemy teraz kupić Wiedźmina 2 w cyfrowej dystrybucji na GOG a w Tesco na półce stoi w pudełku World of Goo.